vs przekleństwo kapitalistycznego systemu emerytalnego

Władysław Gomułka musiał pamiętać z przedwojennego dzieciństwa sceny udokumentowane w „Chłopach”, przez noblistę Władysława S. Reymonta, gdzie ludzie po okresie aktywności zawodowej tułali się po wsiach, z prośbą o jakieś resztki ze stołu i nocleg w stodole, gdy wzmacniał ZUS-owski system ubezpieczeń społecznych, podobno całą gałęzią przemysłu chemicznego, która to właśnie za jego czasów rozwinęła się.  Jakaż to mądrość męża stanu musiała cechować Gomułkę, który doprowadził do tego, że w tamtym czasie, składki na ubezpieczenie społeczne mogły być niezauważnie niskie, w porównaniu z tymi horrendalnie już wysokimi, jak to jest obecnie, gdy niestety nie ma już tego potężnego wsparcia tego celu, przez państwowy w czasach PRL, narodowy majątek gospodarczy.

      Jakimiż więc barbarzyńcami jawią się ci, którzy dążą do obalenia tych ocalałych resztek tego nieprawdopodobnie pożytecznego systemu ubezpieczeń społecznych, którego filarem w Polsce jest Zakład Ubezpieczeń Społecznych.
Brutalna interesowna (chyba na zewnętrzne zamówienie) demagogia tych ludzi chcących zlikwidować ZUS, którzy jako argument biorą tą horrendalną teraz wysokość składek, ten skutek okradzenia Polaków z ich majątku, a który to argument trafia niestety na podatny grunt młodych umysłów, nie znających dobrodziejstw PRL-owskiej pewności jutra, której ZUS-owski system ubezpieczeń społecznych był jednym z filarów, obok innych dobrodziejstw tamtego okresu z m.in państwową gwarancją zatrudnienia na czele.

      W czasie tego „odzyskiwania” wolności '89/90 demagodzy wmawiali nam, jaki to ten nasz komunistyczny(?) państwowy system emerytalny jest dziadowski, bo PRL-owscy emeryci z całymi rodzinami spędzali czas w ogródkach działkowych, na wczasach „pod gruszą” czy w zakładowych ośrodkach wczasowych, podczas gdy system kapitalistyczny oparty na prywatnych giełdowych funduszach kapitałowych (także spekulacyjnych, co wtedy nikomu nie przeszkadzało) pozwala emerytom spędzać czas na Hawajach. Wiele razy wtedy można było zobaczyć w telewizji w filmach, czy reportażach, jak to emeryci wysiadają na Hawajach z samolotu i już na lotnisku witają ich skąpo ubrane dziewczyny, wkładając im na szyję wianki z kwiatów. Reszty zrobiły seriale typu „Dynastia”, które z jednej strony kreowały w umysłach system wielkiego kapitału odkładanego na starość, z drugiej niszczyły wizerunek normalnego, uczciwie pracującego człowieka. Emerytura "wypracowana" przez giełdę, miała być niby lepszą od tej gwarantowanej przez państwo. Lepszego sposobu na pozyskanie kapitału do... swojej kieszeni, ten cały kapitalizm chyba już nie mógł sobie wymyśleć.

      Będąc kilka lat temu, w jednym z oddziałów ZUS na przedemerytalnym uaktualnieniu tzw kapitału początkowego, byłem świadkiem takiej oto sceny:
Przy „okienku” obok usiadł ok 35- letni mężczyzna, który także przybył tam w tym celu. Pani obsługująca na „moim” stanowisku sprawdzała moje dokumenty (świadectwa pracy) z istniejącym już bazie ZUS wcześniej sporządzonym moim kapitałem początkowym. Pani obsługująca na stanowisku obok, poprosiła tego mężczyznę - proszę mi podać pańskie dokumenty.
Mężczyzna wyciągnął z teczki dwie kartki A4 z wypisanym zestawieniem miejsc pracy i zaczął czytać : 1. zakład prywatny taki a taki (nie pamiętam nazwy, która jest nieistotna tutaj) – okres zatrudnienia 7 miesięcy na umowę zlecenie, 2. zakład prywatny następny- okres zatrudnienia 3 miesiące na umową o dzieło, 3. zakład prywatny kolejny – okres zatrudnienia 5lat – umowa zlecenie...
Pani obsługująca na tym stanowisku przerwała stanowczo to wyliczanie - proszę pana, proszę mi dać świadectwa pracy.
Na to mężczyzna - a co to jest świadectwo pracy?
Oniemiała z wrażenia pani na stanowisku zapytała- nie ma pan żadnego świadectwa pracy?, Mężczyzna przecząco pokiwał głową.
- Proszę mi pokazać te kartki, powiedziała, i przeglądając je, próbowała nieszczęsnemu mężczyźnie doradzić- niech pan idzie po tych zakładach i może oni panu wystawią jakieś świadectwa pracy, no bo co ja panu tutaj mam wpisać w system...?, o... tutaj ma pan zakład w którym przepracował pan 5 lat, niech oni panu wystawią świadectwo pracy, żeby był jakikolwiek punkt zaczepienia do systemu. Niech pan nazbiera 10 lat...
Mężczyzna spojrzał na oddane mu kartki i stwierdził - ten zakład już nie istnieje, dawno splajtował, właściciel wyjechał za granicę...,
Po chwili wstał, i z przybitym do posadzki wzrokiem, powoli ruszył do wyjścia...
Pani przy „moim” stanowisku, zakończyła moje formalności, oddała mi świadectwa pracy, spojrzała mi w oczy, a ja cicho ją zapytałem - czy pani to słyszała?
-Oni nie będą mieli emerytury!!! urzędowa do tej pory, odpowiedziała mi z nieukrywanym przerażeniem i żalem...

      Ja miałem to szczęście w nieszczęściu, że w czasie tych przemian gospodarczych „odzyskiwania” wolności byłem w tej grupie wiekowej, która mogła połowę swojego kapitału emerytalnego (kapitału???, takie to wtedy pojawiło się nowe, nieznane wcześniej w PRL pojęcie) przenieść do tego tzw otwartego funduszu emerytalnego (czyli prywatnego, kapitalistycznego, bez gwarancji państwa, jak to pokaże później praktyka upadłości tych funduszy na Zachodzie), co zrobiłem.

      Obliczony mi w jakiś czas później w ZUS-ie tzw kapitał początkowy wskazywał, że ta pozostała w ZUS połowa prognozowanej wtedy mojej emerytury wyniesie (na tamte czasy) ok 1400 zł.
Zaś z tego prywatnego funduszu emerytalnego, którego nazwy tutaj nie wymienię, bo go już dawno nie ma, zadowolony dostawałem co jakiś czas obszerne wielokartkowe listy (których nie za bardzo rozumiałem) z jakimiś wyliczeniami punktów udziału. Tych punktów były tysiące i ciągle ich przybywało, więc zadowolony nie za bardzo się wczytywałem w te obszerne listy. Oczywiście była tam mowa o kosztach obsługi funduszu, ale widząc już te "wczasy na Hawajach i wieniec kwiatów na szyi", byłem przekonany, że oczywiście należą się funduszowi koszty obsługi. Po jakimś czasie, kilku lat, postanowiłem jednak przeliczyć te punkty na złotówki. Jakież ogarnęło mnie przerażenie i wściekłość, bo z obliczeń wynikało, jak bardzo zostałem oszukany, bo okazało się, że te dziesiątki tysiący punktów przeliczone na złotówki dawały ok... 200!!!! (dwieście) złotych tej miesięcznej połowy mojej emerytury pochodzącej z prywatnego, kapitalistycznego funduszu emerytalnego!!! Przy okazji wyszło, jak wielką cześć tego kapitału pożarły te koszty obsługi funduszu.
Gdybym tutaj napisał, że szlag mnie wtedy trafił, to byłoby zbyt łagodne określenie! Od razu zacząłem myśleć jak tu... POKORNIE wrócić w całości do ZUS. Niestety, nie było to wtedy możliwe...

       Jakże więc po jakimś czasie ucieszyłem się, gdy liberałowie podnieśli głos na p.Tuska, bo on swoją wtedy władzą, przywrócił możliwość powrotu do ZUS, z czego niezwłocznie skorzystałem (i tutaj p.Tuskowi dziękuję) i obecnie mam pełną PRL-owską, liczoną z okresu zatrudnienia w PRL-u, ze świadectwami pracy, gwarantowaną przez Państwo Polskie polską emeryturę (a nie przez jakąś tam kapitalistyczną efemerydę, która raz jest, a innym razem jej nie ma).

      Szanowni więc likwidatorzy ZUS, tego nieocenionej wartości systemu ubezpieczeń społecznych, w tym ubezpieczenia emerytalnego, NIE WOLNO wam likwidować, niszczyć, i cokolwiek zmieniać w idei tego systemu, a jedyne co możecie zrobić, to walczyć o przywrócenie mu tej jego PRL-owskiej idei dofinansowania z NARODOWEGO majątku gospodarczego, bo czy majątek kraju nie jest własnością całego narodu tego kraju?
Czy to nie cały naród powinien korzystać z pożytków z majątku swojego kraju? Jakim prawem ktoś prywatny uzurpuje sobie prawo do majątku narodowego, wpędzając całą resztę w pauperyzację, nędzę, brak perspektyw i pewności jutra!?, czego skutkiem są te teraz horrendalnie wysokie składki na ubezpieczenie społeczne, blokujące jakąkolwiek indywidualną działalność gospodarczą!

      Te opiewane przez was liberałów, zachodnie emerytalne, prywatne fundusze kapitałowe NIE SPRAWDZIŁY SIĘ. Plaga upadłości tych funduszy na Zachodzie i w ślad za nią plaga samobójstw w zainteresowanej tym grupie wiekowej, brak perspektyw, dzicz rozpychania się łokciami w czasie walki o przeżycie, a przez to i upadek moralny, są widocznymi już skutkami błędnej u podstaw idei tego egoistycznego myślenia, w tym systemie kapitalistycznego egoizmu.

      Przy czym po raz kolejny zwracam uwagę. Nie wolno tutaj mylić tej tzw społecznej gospodarki rynkowej z kapitalizmem. Bo ta SGR, w Polsce zaczęła rozwijać się już za Gierka (rzemiosło, indywidualne rolnictwo, uprawy szklarniowe, to badylarstwo, jak to się wtedy mówiło, itd., itp.)
Czy potrafimy więc sobie wyobrazić, jak wyglądałaby obecnie Polska, gdyby nie została przerwana dekada Gierka?, dekada rozwoju także tej społecznej gospodarki rynkowej? Jak rozwinęłaby się ona na bazie tego potężnego wtedy potencjału gospodarczego?, na bazie tej potężnej wtedy siły nabywczej pracowników tego potężnego sektora przedsiębiorstw państwowych?
Jak rozwinęłyby się wtedy te polskie zakłady rzemieślnicze, gospodarstwa rolne i inne indywidualne działalności gospodarcze?, które z całą pewnością przejmowałyby częściowo kadry z sektora państwowego, w którym niechybnie musiałyby wzrosnąć płace?
Jak rozwinęłaby się cała Polska?... możemy sobie teraz tylko wyobrazić i pomarzyć.